RKS Okęcie Warszawa - UKS Białe Orły, 0 : 7
Skład Okęcia: Adamowicz, Balsam, Czarkowski, Goleniewski, Janus, Kumór, Kwieciński, Płucieniczek, Powierża, Tomaszewski, Węcławski, Węgłowski, Kucharski, Łaszczewski, Mirek, Wróblewski.
Wysoko przegraliśmy. To prawda. Czy zasłużenie? Oczywiście, jeśli wynik jest tak wysoki to pewnie coś jest na rzeczy, ale... chyba nie do końca, bo długimi okresami prowadziliśmy grę, w środku pola przerywaliśmy ataki przyjezdnych i sami stwarzaliśmy akcje, które powinniśmy zamienić na gole.
Już pierwsza długa piłka, po gwizdku rozpoczynającym mecz, posłana w kierunku biegnącego na bramkę naszego skrzydłowego mogła zakończyć się groźnym strzałem (na jednak bardzo ciężkiej murawie, która miejscami przypominała grzęsawisko piłka płatała figle; siadała, nie odbjała się, jak powinna) rozpędzony Adam trafił jedynie w boczną siatkę. Później było coraz lepiej i coraz groźniej z naszej strony. Nie pozwalaliśmy przyjezdnym na rozwinięcie skrzydeł, a sami mieliśmy dwie setki... niestety niewykorzystane. Za to przeciwnicy w przeciągu 4 kolejnych minut pokazali nam jak się strzela; 2 szybkie ciosy i zamiast prowadzić - mamy dwie bramki w plecy.
Te gole padały przez pewną niefrasobliwość w obronie, brak koncentracji i po prostu błędy. Taka jednak jest piłka – gra błędów, które jeśli przeciwnik potrafi wykorzystać – zdobywa bramki i wygrywa. Zespół gości to potrafił. Po dwóch trafieniach dołożył trzecie i z takim wynikiem schodziliśmy na przerwę.
Druga połowa wyglądała podobnie. My bardzo chcieliśmy, znów były sytuacje, ale nie zamienione na gole. Nasze zaangażowanie w ataku przeciwnicy wykorzystali bezlitośnie... 3 bramki strzelone z kontry. Byliśmy odsłonięci i za każdym razem atakujący wychodzili sam na sam... Kuba nie miał żadnych szans w bramce. Naszym chłopcom opadły ręce, pozwieszali głowy – widać było duże zniechęcenie i załamanie takim obrotem sprawy. Co więcej drużyna gości już w doliczonym czasie gry zdobyła kolejnego gola, podwyższając rozmiary naszej porażki.
